Przełomowa decyzja Pentagonu: Tomahawki dla Ukrainy – krok ku eskalacji czy strategicznemu wsparciu?
Co musisz wiedzieć? W skrócie – Przełomowa decyzja Pentagonu
- Pentagon zatwierdził transfer rakiet Tomahawk do Ukrainy, oceniając brak wpływu na zapasy USA; ostateczna decyzja u Trumpa po rozmowie z Putinem.
- Rakiety o zasięgu 1600 km umożliwiłyby Ukrainie ataki na rosyjską infrastrukturę, eskalując konflikt, ale wzmacniając pozycję Kijowa.
- Decyzja to element dyplomacji Trumpa, z wyzwaniami logistycznymi jak szkolenie i naziemne wyrzutnie.
Spis treści

W świecie napięć geopolitycznych, gdzie wojna na Ukrainie trwa już ponad tysiąc dni, decyzje Waszyngtonu niosą echo daleko poza granice Europy Wschodniej. 31 października 2025 roku media na całym świecie obiegła wiadomość: Pentagon, amerykańskie ministerstwo obrony, dał zielone światło na przekazanie Ukrainie rakiet manewrujących Tomahawk o zasięgu ponad 1600 kilometrów. To nie jest zwykła dostawa broni – to potencjalny game changer, który mógłby pozwolić Kijowowi uderzać w głąb terytorium Rosji, w tym w kluczową infrastrukturę energetyczną.
Ostateczna decyzja spoczywa jednak w rękach prezydenta Donalda Trumpa, co dodaje sprawie smaczku politycznego. W tym artykule przyjrzymy się szczegółom tej decyzji, jej historycznemu kontekstowi oraz implikacjom dla trwającego konfliktu, opierając się na doniesieniach z CNN, Newsweeka i innych wiarygodnych źródeł.
Tomahawki, flagowe rakiety USA, od lat budzą podziw i strach. Wyprodukowane przez koncern Raytheon, te subsoniczne pociski, wyposażone w głowice o masie 450 kg, słyną z precyzji nawigacji GPS i TERCOM, co pozwala im omijać obronę przeciwlotniczą. Używane w operacjach od Zatoki Perskiej po Syrię, Tomahawki nigdy nie trafiły w ręce sojuszników w tak kontrowersyjny sposób. Dla Ukrainy oznaczałoby to rewolucję: obecne systemy, jak brytyjskie Storm Shadow czy francuskie SCALP, mają zasięg poniżej 300 km, co ogranicza ataki do przygranicznych celów.
Z Tomahawkami Kijów mógłby celować w rafinerie i magazyny paliw setki kilometrów w głębi Rosji, paraliżując logistykę Kremla. Decyzja Pentagonu przyszła po miesiącach analiz – Joint Staff ocenił, że transfer nie zagrozi amerykańskim zapasom, co uspokoiło obawy o gotowość bojową USA. Jak podaje CNN, ocena ta została przekazana Białemu Domowi na początku października, tuż przed spotkaniem Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim 17 października.

Tło decyzji: Od prośby Zełenskiego po wahania Trumpa
Prośby Ukrainy o długodystansowe rakiety nie są nowe. Prezydent Zełenski od miesięcy apeluje o broń, która pozwoliłaby na “wyprzedzające uderzenia” w rosyjskie cele, argumentując, że to jedyny sposób na osłabienie ofensywy Moskwy. W październiku, podczas wizyty w Waszyngtonie, Zełenski osobiście lobbował za Tomahawkami, podkreślając ich rolę w ataku na infrastrukturę naftową i gazową, która finansuje rosyjską machinę wojenną. “Musimy uderzyć w źródło problemu” – mówił, cytowany przez Ukrinform.
Spotkanie z Trumpem było kluczowe: początkowo prezydent USA mówił o “wielu Tomahawkach” dostępnych dla Kijowa, co dało nadzieję sojusznikom. Jednak dzień później, po rozmowie telefonicznej z Władimirem Putinem, Trump zmienił ton. Rosyjski przywódca ostrzegł, że rakiety zdolne dosięgnąć Moskwę czy Petersburg nie zmienią biegu wojny, ale zrujnują relacje USA-Rosja, grożąc “oszałamiającą odpowiedzią”. Trump, cytowany przez CNN, stwierdził: “Nie chcemy oddawać rzeczy, których potrzebujemy do obrony naszego kraju”. Pociski Tomahawk .
Ta zmiana stanowiska zaskoczyła europejskich sojuszników NATO. Dwóch unijnych dyplomatów, anonimowo dla CNN, powiedziało, że ocena Pentagonu daje mniej wymówek dla odmowy. Administracja Trumpa przygotowała nawet plany szybkiej dostawy – w tym naziemne wyrzutnie, bo ukraińska marynarka wojenna jest zdziesiątkowana. Tomahawki zazwyczaj startują z okrętów, ale US Army i Marines mają prototypy lądowe, jak NGAS (Naval Strike Missile Ground-Based), które mogłyby być zaadaptowane.
Ukraińscy inżynierowie, znani z kreatywności – jak w przypadku integracji Storm Shadow z sowieckimi Su-24 – prawdopodobnie poradziliby sobie z wyzwaniem. Mimo to, Pentagon wciąż analizuje szkolenie: rakiety wymagają specjalistycznego oprogramowania i symulacji, co mogłoby zająć tygodnie. W tle rosną napięcia – Rosja niedawno rozmieszczła w Białorusi rakiety Oreshnik, co media jak RKM Times łączą z odpowiedzią na potencjalne Tomahawki.
Decyzja Pentagonu wpisuje się w szerszy kontekst polityki Trumpa wobec Ukrainy. Po powrocie do Białego Domu w styczniu 2025, prezydent obiecał “szybkie zakończenie wojny”, ale jego podejście ewoluowało. Frustracja Putinem – odmowa rozmów pokojowych – doprowadziła do nowych sankcji na rosyjski sektor naftowy i odwołania szczytu w Budapeszcie. Jak donosi Kyiv Post, Trump zatwierdził dostawy innych systemów, jak drony i amunicję, ale Tomahawki to inna liga: ich transfer oznaczałby eskalację, potencjalnie prowokując Moskwę do użycia broni jądrowej, choć Putin w rozmowie z Trumpem bagatelizował to jako “brak znaczącego wpływu na pole bitwy”.

Implikacje: Eskalacja, dyplomacja i wyzwania logistyczne
Jeśli Trump da zielone światło, Tomahawki mogłyby zmienić dynamikę wojny. Zasięg 1600 km pozwoliłby Ukrainie na ataki na cele jak rafineria w Saratowie czy bazy w głębi Rosji, co – według analityków z Euromaidan Press – mogłoby zmniejszyć rosyjskie dostawy paliwa o 20-30%. To asymetryczna odpowiedź na drony Shahed i rakiety 9M729, które Rosja wystrzeliła 23 razy w ostatnich miesiącach. Z drugiej strony, Kreml widzi w tym prowokację: Putin, w rozmowie z Trumpem, podkreślił ryzyko dla cywilów i stosunków bilateralnych. NATO, pod wodzą Marka Ruttego, monitoruje sytuację – Rutte stwierdził, że dostawa jest “pod przeglądem” Trumpa.
Politycznie, decyzja to karta przetargowa. Trump, znany z transakcyjnego stylu, mógłby użyć Tomahawków jako dźwigni w negocjacjach – “dajcie pokój, albo rakiety polecą”. Europejscy liderzy, jak litewski minister Gabrielius Landsbergis, wzywają do wsparcia, widząc w tym szansę na integrację Ukrainy z UE. Jednak wyzwania logistyczne pozostają: szkolenie załóg, integracja z ukraińskimi systemami i ryzyko cyberataków. Jak podaje Newsweek, dostawa mogłaby zająć miesiące, a w międzyczasie Rosja wzmacnia obronę.
W szerszym ujęciu, ta decyzja podkreśla dylemat Zachodu: wsparcie Ukrainy bez bezpośredniego konfliktu z Rosją. Poprzednie dostawy – HIMARS, ATACMS – eskalowały, ale nie złamały Moskwy. Tomahawki, jako symbol amerykańskiej potęgi, mogłyby być punktem zwrotnym, ale też iskrą do szerszego kryzysu. Jak komentuje GeoStrategikon na X, to “broń dyplomatyczna” w rękach Trumpa. Dla Kijowa to nadzieja; dla Kremla – czerwona linia. Świat wstrzymuje oddech, czekając na słowo Trumpa.
W kontekście 1 listopada 2025, gdy Europa wspomina zmarłych, ta decyzja przypomina o żywych kosztach wojny. Czy Tomahawki przyniosą pokój, czy tylko więcej grobów? Odpowiedź zależy od Białego Domu


